Jesteś tutaj: Nasze treści O ciśnieniu rodzicielskim, słów kilka

O ciśnieniu rodzicielskim, słów kilka

Wszędzie czytam porady na temat wspierania dzieci przez Rodziców.
Np. pomóż dziecku nazwać jego potrzeby, nazwać emocje.
Albo: wsłuchaj się w jego niewypowiedziane słowa etc.

Niby prawda. Ale...

Tak sobie myślę:
Jeżeli żyjemy w zamkniętej bańce osób świadomych siebie, jeżeli sami nie mamy problemu z usłyszeniem siebie, to oczywiscie. Nic lepszego nie możemy naszemu dziecku dać jak naukę radzenia sobie ze stresem, wychwytywania stresorów i opieki nad nimi, relaksacji w czasie przebodźcowania etc.

Ale (po raz drugi)

Ilu jest tak swiadomych Rodziców? Ja się pytam. Nie oszukujmy się, większość z nas jak ma czas przemyśleć co na obiad podać to i tak już jest wyczyn. 

Większość z nas nie rozpoznaje prawdziwego powodu swojego napięcia, szukając atawistycznych form regulacji... Przeważnie typu "przerzucenia małpy" z naszych ramion na inne, bliskie emocjonalnie tj.bliskiej osoby. Tej u których mamy pewność, ze przyjmie na klate nasze nerwy bez większego uszczerbku wspólnej relacji.
Wiecie o czym mówię?
O tym gdy zdarzy się krzyknąć, a poczucie winy za chwilowy brak hamulców upychamy pod dywan (uuu do czasu aż zawartość poddywanowa wybuchnie...), jak zdaży nam się powiedzieć o dwa słowa za dużo, po czym wmawiamy sobie, że jednak nie było tak źle a slowa chyba aż tak nie ranią. No w każdym razie my już rozpoczęliśmy proces wyparcia... 
Małpa z ramion zrzucona, można oddychać. Lżej? Leżej! To nie ma już o czym mówić i myśleć, a może jest(?)

W każdym razie, te rady dla rodziców o których wspomniałam na początku, są dla bardzo wąskiej grupy WYSPECJALIZOWANYCH rodziców. A co z całą resztą Rodziców, którzy ze względu na różne przyczyny (społeczne, materialne, rodzinne, pokoleniowe, eukacyjne) nie mają tego komfortu by zagłębić się w siebie. Stać się na tyle świadomym swoich napięć, stresorów, by móc w sposób racjonalny i naturalny przekazywać te wiedze dzieciom.  

Ta grupa rodziców jest właśnie zasypywana poradami i wyrzutami sumienia, że coś mają robić, coś wiedzieć, jakoś działać. Być kimś i jakoś układać dzieci. 
Ta grupa rodziców jest coraz bardziej znerwicowana i bliska wypalenia rodzicielskiego. 
Jakiś procent z nich zaczyna udawać, że wie o co w tych poradach chodzi i w sposób karykaturalny stara się wejść w emocje dziecka i swoje. 

"Poczuj się ze sobą bezpiecznie, zaopiekuj się sobą, bądź rodzicem swojego wewnętrzego dziecka" - co to w sumie znaczy?! Gdy gonimy z dzieciakami rano do rożnych placówek, gdy kończymy projekty w pracy, albo mamy tak stresogenną, że pożera nas od środka, gdy walczymy z chorobami, urzędami, logistyką, całym światem, odhaczamy każdy dzień i padamy wieczorem. Gdzie jest miejsce na te slogany, które dręczą naszą duszę, podważają naszą pewność siebie, a zaraz za tym rodzicielstwo. W tym czasie dzieci piszczą, krzyczą czy to z radości czy ze zdziwienia, jednak nasze pokłady cierpliwości szybko się przy takich dźwiękach kończą. I weź tu badź ze sobą w jakimś kosmicznym zen. Jak?!

Patrząc z boku, choć jednak trochę zawodowo i też rodzicielsko... Widzę ogromny kocioł krzyczący "Instrukcja!!! Jaka jest kolejna instrukcja do tego dziecka wewnętrzengo i mojego, do wychowania, aaaa co mamy zrobić!!!?????"

Ja mam ochotę zawołać: STOP!
Po pierwsze: te wszystkie rady są naprawdę nieefektywne - nie żyjemy w bańce. Ponad 80% rodziców jednak wciąż nie rozpoznaje własnych sygnałów stresogennych. Nie umie nad nimi panować, je neutralizować. Bo zwyczajnie mylnie odczytuje to co jest katalizatorem takiego stanu rzeczy. Powiedźmy szczerze: to nie jest ani trochę łatwę i wymaga wiedzy i żmudnej praktyki. Choć nie ukrywam, że warto uczynić ten wysiłek.

Dlaczego tak mało nas jest świadomych siebie?
Wina leży po stronie m.in.pruskiej szkoły i jej polityki. Pruskie zasady w szkole, w przedszkolu, a nawet w domu. 
Jestem starszy i większy - wiem wszystko za Ciebie. Masz być podległy i wykonywać rozkazy. Gdy wchodzi się w dorosłość zachodzi sytuacja potologicznie odwrotna: Jesteś dorosły i bezradny, zależny. Wstyd. Masz taki nie być!

Tak więc powyrastało około 80% społeczeństwa w tak dziwnym układzie. Nauczeni jednego wielkiego uniku i oszustwa. I tak też nadal funkcjonują ze swoimi dziećmi.

Więc radząc "wsłuchaj się w swoje wewnętrzne dziecko etc", wsłujemy się w nie do momentu, gdy dyskomfort tego co usłyszymy nie podyktuje nam mechanizmu obronnego przed tym złym samopoczuciem, czyli "ono tego nie mówi, w ogóle samo nie wie co mówi, za małe jest. Powiedz mu co czuje i z głowy mamy temat. A jak będzie się sprzeciwiał, to wrzuć mu jakiś test o tym, że masz rację bo swoje przeżyłeś. Tylko nie wygadaj się, że mu zazdrościsz, że wie co czuje. Ani nie wygadaj się, że kompletnie nie wiesz, co z tym zrobisz bo się ośmieszysz, że nie wiesz. A PRZECIEŻ osmieszenie gorsze niż zaopiekowanie się dzieckiem! Kup mu jakąś zabawkę i z głowy. No!"

Jesteśmy z natury wygodni.
Nie siedzimy nadal na ziemi rwąc mięcho zębami, bo powodowało to lekki dyskomfort.
Nasza potrzeba wygody zaprowadziła nas do wygodnych kanap, pięknych stołów i praktycznych... talerzy.

To samo się dzieje z naszą emocjonalnością.
Jeżeli całe dzieciństwo uczono nas wypierania naszych potrzeb, przeważnie "najlatwieszym" szantażem emocjonalnym. To gdzieś w nas od czasu do czasu wyrywa się głos z wnętrza "coś mnie uciska!" ale dla zaspokojenia potrzeby komfortu (w tym wypadku mylnego), nie odczuwania bólu, sami uciszamy ten głos. I spokój!!!

Wracając do moich zbulwersowanych odczuć z początku wpisu.
Rodzicu, nie musisz być alfą i omegą.

Zwyczajnie siebie słuchaj. Swoich potrzeb, ale tych prawdziwych. Bądź odważny je usłyszeć. Bo tu leży pies pogrzebany. W odwadze bycia sobą. Nie wersją narzuconą przez swoich rodziców, opiekunów, przez swoje otoczenie, przez wymóg zawodu, przez chęć postrzegania siebie przez innych w okreslony/ramowy sposób.

Ja nie lubię tych wszystkich poradników. Ani rad.
Są hermetyczne i ostateczne. A często nieprawdziwe, bo człowiek jest jednostką tak skrajnie indywidualną, że niby nic nieznacząca rada: jedz jablka bo są zdrowe - może trafić na osoby, którym ona zaszkodzi.
Bądźmy tego świadomi.

Kierujmy się zasadą Safety first - Bezpieczeństwo przede wszystkim. Czyli Rodzicu!
Twoje dziecko uczy się od Ciebie wszystkiego. A regulacji przede wszystkim.
Jego zachowania to odczuwanie Ciebie. Twojej życiowej prawdy lub oszustwa.
Oszustwa tego kim jesteś. Tego co czujesz. Jak jesteś emocjonalnie blisko niego.

To po pierwsze.
Dziecko jest doskonalsze niż my, dorośli.
Szybciej się uczy, szybciej wnioskuje. Szybciej nabiera zwyczajów.

Po drugie: Stop.
Słuchaj natury i intuicji. Nie tony niepotrzebnych treści, bo influencerzy potrzebują zarobić ;)
Bądź autentyczny.
Bądź dostępny dla dziecka. Fizycznie. Czasowo i emocjonalnie.
Przyjaźnij się z nim, bo ten mały człowiek uczy się wszystkiego od Ciebie. Poprzez Twoje reakcje, zachowanie, nawyki...

Odpuść sobie i jemu :)